18 grudnia 2011

Jak Swieta to i o prezentach...

Juz jakis czas temu wspominalam o prezencie, ktory sobie sprawilam.
Dzis kilka slow wyjasnienia.




Kiedy wprowadzalam sie do obecnego mieszkania czyli przeszlo 3 lata temu, zastalam je puste, ze sterczacymi z sufitu kablami.
W zasadzie mnie to cieszylo, bo pomyslalam sobie, ze urzadze je "po swojemu". Na poczatku kupowalam wiec wszystko na wariata, zeby nie wracac po pracy do pustego mieszkania. Od znajomego dostalam stara, skwierczaca skórzana kanape, ktora miala mi sluzyc za siedzisko jedynie tymczasowo. Wowczas nie wiedzialam, ze "tymczasowosc" nabierze nowego wymiaru.
W ciagu ostatniego roku poszukiwania nowej sofy przybraly na sile. Spedzilam cale wieki w internecie oraz przemierzajac setki kilometrow od sklepu do sklepu i przyczyniajac sie tym samym do globalnego ocieplenia z powodu hektolitrow spalonej benzyny.
Wszedzie probowano mi wciskac skorzane, pikowane potwory, ktore nawet nie odpowiadaly mi wymiarami. Bo wlasnie wymiary to byla kolejna poprzeczka trudna do pokonania.
Sofa miala miec max.170 cm dlugosci, funkcje spania i jeszcze jakos normalnie wygladac. Coz, kryteria niemal z kosmosu.
Po jakims czasie moje poszukiwania rozciagnely sie wiec na Niemcy, Wielka Brytanie, Portugalie i oczywiscie Polske. O ile inne kraje mialy wiele do zaoferowania, to jednak Polska okazala sie bezkonkurencyjna cenowo.
Tym wiec sposobem, od kliku tygodni ciesze sie nowym meblem.
Moze nie jest szczytem moich marzen, ale i tak jestem przeszczesliwa.






Niestety zdjecia sa takie jakie sa, ale moj aparat niestety juz dogorywa.
Wcale mu sie nie dziwie, bo juz troche zdjec w swoim zyciu napstrykal. Teraz bedzie musial ustapic miejsca swojemu nastepcy.

Uklony przesylam i ide pakowac walizeczke, bo juz za kilka dni zasmakuje polskiego chleba.

12 grudnia 2011

O krok do przodu

Tak jak mowilam, tak zrobilam. Choinke ubralam juz w sobote, ale z jej odslona poczekam jeszcze ciut troche.
W weekend zdecydownie nie proznowalam i teraz moge juz stwierdzic, ze moj domek przybral swiateczny “look”. Nie zamierzam jednak szalec z dekoracjami, bo nawet gdybym znalazla czas na ich przygotowanie to nie mam ich gdzie ulokowac.
Bedzie tradycyjnie, z czerwienia w roli glownej oraz lekka poswiata lnu.






Czerwien to akurat jeden z moich ulubionych kolorow i jeden z niewielu, ktory komponuje sie z parkietem w tym mieszkaniu.
Dlatego za rok tez z pewnoscia bedzie na czerwono.




Sciskam mocno i ide pryskac szyby sztucznym sniegiem, zeby mi sasiedzi przynajmniej w swieta w okna nie zagladali.

8 grudnia 2011

Daleko w tyle

Święta za pasem, a moje przygotowania nawet sie jeszcze nie zaczely. A juz dawno temu powinny...
Bo zamiast na pieczeniu piernikow, ostatnio skupialam sie na poszukiwaniach nowego gazetnika. Ten prowizoryczny, o ktorym pisalam tutaj, nie spelnial za bardzo swojej roli, bo ciagle sie przewracal.
W zasadzie nadal nie mialam jakiejs obmyslanej koncepcji i wierzylam, ze jak udam sie do sklepu z wiklina to wpadnie mi cos w oko. Niestety nic nie wpadlo, wiec wzielam co bylo.
Przemalowalam, uszylam wklad i narazie jest taki.


Przynajmniej nie bedzie sie teraz przewracal i bede mogla pokonywac droge na balkon bez zadnych przeszkod.


A narazie jedyny swiateczny akcent to tasiemka w kratke. Tyle, ze u mnie czerwona kratka jest wszedzie, wiec mozna rzec, ze swiateczny nastroj mam przez caly rok.


Jednak w ten weekend na pewno zaczne juz czuc magie swiat, bo z choinka dluzej czekac nie zamierzam.
I powoli zaczynam niepokoic sie o snieg. Mam nadzieje, ze do mojego przyjazdu zdarzy go troche w Polsce napadac.

Pozdrawiam serdecznie i przedswiatecznie!!

20 listopada 2011

Nie straszna mi słota...

Po moich wakacjach zostalo juz tylko wspomnienie i stos rzeczy do prania.
W Hiszpanii zastala mnie szablonowa listopadowa pogoda - jest deszczowo, mgliscie i depresyjnie. Wcale sie jednak nie smuce, bo w koncu swieta tuz, tuz.
Zaczelam juz wiec robic maly przeglad zimowych dekoracji i zapewne w tym roku niewiele sie zmienia.
Wczoraj wrocilam z zakupow z konikiem na biegunach, ktorego upatrzylam juz rok temu i nie wiedziec czemu nie zakupilam. Ot kwestia mojego niezdecydowania. Na szczescie byl dostepny rowniez i w tym roku.


Mimo pogody u mnie wcale nie jest szaro, bo moje margerytki postanowily pokazac mi, ze jednak nie jestem ogrodnicza fajtlapa i zakwitly z cala swoja moca, obsypujac kwiatami krzak od gory do dolu.
Korzystamy wiec z tej szczodrosci ja i moje mieszkanie.



Mam nadzieje, ze w najblizszym czasie uda mi sie je doprowadzic do ladu, co z pewnoscia nie bedzie latwe ze wzgledu na niekonczace sie wariactwa „upiekszajaco-dekorcyjne“, ktore i tak niewiele daja, bo jak glosi powiedzenie „ I w Paryzu nie zrobia z owsa ryzu“.

Zostaje mi cieszyc sie Waszymi pieknymi wnetrzami, co oczywiscie czynie i wlasnie zamierzam nadrobic wszelakie blogowe zaleglosci.

Sciskam mocno!!

26 października 2011

Na odprężenie...

Dzis bedzie krotko i tekstylnie.
Probujac zabic przedpodrozny stres uszylam kilka rzeczy.
Po raz pierwszy wyprobowalam metode przenoszenia nadrukow za pomoca rozpuszczalnika i wydaje mi sie, ze jak na pierwszy raz nie jest zle. A sposob jest bardzo szybki i latwy.
Ale, ze ja jestem osoba, ktora nie idzie raczej z postepem, to i zapewne nadal bede nanosic niektore napisy odrecznie.





Taki sam woreczek jak pokazywalam niedawno tyle, ze ten nie jest dla mnie.




Na poduszki jesienno-zimowe nadal nie mam pomyslu. A nawet jak juz wizja sie pojawi to zapewne tez dlugo mi zejdzie na dumaniu odnosnie szczegolow. Bo ja juz tak jakos mam, ze jestem strasznie niezdecydowana. No chociazby jak szylam ten woreczek na lawende to pol godziny mu sie przygladalam, zastanawiajac sie czy to naszyte serduszko nie jest aby za duze.
Nie doszlam jednak do zadnego wniosku, wiec zostawilam tak jak jest.


Tymczasem zegnam sie narazie z Wami i udaje sie na zasluzone i dlugo wyczekiwane wakacje.
Jeszcze tylko ostatnie chwile relaksu przed podroza i w droge...



Zdjecia marne, bo robione na szybko i po ciemku.


A po powrocie bedzie na mnie czekac niespodzianka, ktora oczywiscie sprawilam sobie sama. Szczegoly juz wkrotce.

Pozdrawiam Was serdecznie i do niedlugo...

19 października 2011

Warzywne szaleństwa

Juz jakis czas temu rozpoczelam polowanie na dynie. I nie to, zebym miala w zamiarze wykorzystac ja kulinarnie, bo po tym jak moja mama zrobila niegdys dyniowe ciasto i nawet moj piesior rasy Rottweiler co to szedl jak odkurzacz , ciasta ruszyc jakos nie chcial, omijam dyniowe wytwory szerokim lukiem. Jedynie pestki konsumuje bez skrzywienia.
No ale dynia potrzebna mi byla do tego aby w pelni poczuc jesien.
Wchodze wiec sprezystym krokiem do pierwszego warzywniaka i rozgladam sie po calym sklepie. A naleze do osob, ktorym jest jakos glupio wyjsc ze sklepu z pustymi rekami, bo o ile mozna sie rozgladac w sklepie z ubraniami, to kto do licha przychodzi sie rozgladac do warzywniaka.
Podchodzac wiec do kasy z nareczem bananow, ktorych wcale kupowac nie zamierzalam, niesmialo pytam: ”A dynia jest?’”
A, ze odpowiedz byla pozytywna to az mi sie oczy zaswiecily. Tyle tylko, ze byla sprzedawnana na kawalki.
Po calym tym maratonie wrocilam do domu z dwoma siatkami owocowo-warzywnego dobrodziejstwa, zrezygnowana i bez krzty nadziei, ze dynie kiedykolwiek znajde. Potem jednak musialam udac sie na wieksze zakupy do jednego z hipermarketow i tam ku mej uciesze dynia byla. Pierunsko droga, ale calusienka, nie w kawalkach.
I tym sposobem jesien rozpoczela sie u mnie na dobre.



Wiec stwarzam sobie melancholijny klimat...



...i wyczekuje nadchodzacego urlopu.

Sciskam Was mocno!!

3 października 2011

Dalszy ciąg jesiennych historii

Juz na poczatku lata planowalam jesienne dekoracje, ale na planach sie skonczylo. Brak czasu i mozliwosci nie pozwalaja mi cieszyc sie moja ulubiona pora roku. Ostatnio Ika pisala o tym jak nie mogla sie zdecydowac na zakup wrzosow ze wzgledu na roznorodnosc wyboru. Nawet nie wiedzialam, ze istnieje kilka jego odmian. U mnie sprawa jest o tyle prostsza, ze tutaj spotkalam tylko jedna odmiane, a wybierac musze miedzy tymi klapnietymi, a tymi co jeszcze trzymaja sie jakos w pionie.
Te, ktore niedawno nabylam dokonczyly juz swego zywota, ale szkoda bylo mi ich wyrzucac.
Niczym ogrodowy chuligan latalam po parku w poszukiwaniu lisci i kwiatkow do mojego bukiecika.
W Hiszpanii jesien nie zachwyca takimi barwami jak w Polsce dlatego bukiecik wyszedl lichy.
Ale jaki by nie byl, to i tak me oko cieszy.



Poza bukiecikiem i klapnietymi wrzosami narazie nie ma u mnie innych dekoracji. Poduszki nadal sa letnie, ale mam zamiar uszyc nowe z dodatkiem brazu i zapewne czerwieni.


A kilka dni temu dostalam z Polski gazetki. Ulenka wybawila mnie z jezykowej niedoli i dostaczyla czytadel w ojczystej mowie.
Ulus jeszcze raz dziekuje Ci pieknie. Chyba zaczne obchodzic Swieto Dziekczynienia.
Okazalo sie jednak, ze jedna z gazetek juz posiadam, wiec jesli ktoras z Was mieszkajacych za granica, a nie majaca dostepu do polskiej prasy ma ochote nacieszyc oko polskimi i nie tylko wnetrzami, to ja bardzo chetnie sie podziele. Prosze o info na maila. Kto pierwszy ten lepszy.


Sciskam Was mocno i ide zerknac co u Was nowego.

13 września 2011

Jesien u progu

Na szczescie sierpien sie juz skonczyl i nastapilo preludium jesieni, chociaz trudno sie jej jeszcze dopatrywac gdy temperatury nadal oscyluja wokol trzydziestu paru stopni. Sierpnia nie lubie, bo to miesiac bardzo leniwy a ja sie lenic nie lubie. Wszystkie sklepy sa wowczas pozamykane i po jedna smietane trzeba jechac do hipermarketu. No ale teraz wszystko juz wraca do normy.
Zaczynam wiec przygotowania do mojej ulubionej pory roku. Powoli pojawiaja sie u mnie wrzosy, ktore uwielbiam, ale niestety nie umiem ich za bardzo pielegnowac.





Tymczasem znowu swiatlo dzienne ujrzala moja maszyna do szycia.
Zapozyczylam od Abily pomysl z woreczkiem na bielizne, bo mi jakos nie bylo dane wpasc na to, zeby swoje galoty wozic w gustownym opakowaniu. A ze sporo podrozuje, to przyda mi sie jak nic.


i teraz bedzie estetycznie i wygodnie...


Wkrotce czeka mnie tez maly remoncik, ale zapewne jeszcze uplynie wiele wody w rzecze zanim dojdzie do skutku.

Pozdrawiam serdecznie i biegne cieszyc sie ostatnimi chwilami, ktore zostaly mi przed nadejsciem zimowego czasu pracy.

25 sierpnia 2011

W czapce piekarza

Zachecona piekarniczymi powodzeniami Olenki ale i z checi spozywania normalnego pieczywa a nie bagietek, ktore po godzine robia sie twarde jak kamien, sprobowalam i ja zabawy w piekarza.
Nie zrazilo mnie nawet moje ostatnie niepowodzenie, kiedy to moj wymarzony chleb, ktory tak pieknie prezentowal sie u Oli, urosl w moim piekarniku cale 2 cm.
Myli sie ten kto pomysli, ze wyrzucilam go do smieci. Pochlonelam tego gniota w calosci nie czekajac az wystygnie.
Tym razem jednak po tych wszystkich zakleciach wypowiedzianych nad rosnacym ciastem, chleb musial sie udac.
I niech mnie drzwi scisna …wyszedl mi chlebek jak z zurnala.
Problem tylko jest taki, ze moje kubki smakowe go nie akceptuja.


Chwalic sie tez dzis bede nie tylko chlebkiem.
Tablicy na zapiski nie mialam nigdy w zamiarze kupowac, przynajmniej narazie, poniewaz nie mialam jej gdzie zawiesic. W kuchni co prawda moze i miejsce by sie znalazlo, no ale wygladaloby to mniej wiecej tak, jakby powiesic obrazek shabby chic na dworcu centralnym. Mojej kuchni brak jakiejkolwiek nutki wytwornosci ze wzgledu na wszechobecne plytki.
No ale skoro taka tablice juz dostalam w prezencie to i miejsce musialo sie znalezc. No i sie znalazlo.
Wisi sobie w przedpokoju i zadziwia mnie fakt, ze wczesniej na to nie wpadlam, bo wyglada bardzo urodziwie.


Wieczory i poranki robia sie juz chlodne wiec mam nadzieje, ze teraz podgonie troche z moimi przedwsiezieciami. U Was widuje juz wrzosy wiec i moze ja sprobuje na nie zapolowac.
Teskno mi juz za jesiennymi wieczorami w blasku swiec,ehh...

Pozdrawiam serdecznie

9 sierpnia 2011

W temacie prania

Temperatura nadal nie sprzyja tworzeniu. Zmuszam sie do robienia czegokolwiek ale przy takim upale trudno wykrzesac z siebie minimum sil potrzebnych do dzialania.
Woreczek na spinacze szylam chyba tydzien mimo, ze nie wymagal zbyt wielkiego nakladu pracy. I tak nie wiem po co go uszylam, bo ja w zasadzie spinaczy w ogole nie uzywam. Ale skoro posiadam to w czyms musze je przeciez przechowywac.




Ostatnimi czasy poza praniem nie robie prawie nic, bo lato to u mnie okres wzmozonych odwiedzin. Ale zapach swiezego prania to jest to co lubie.
Jak widac i w czynnosciach domowych mozna znalezc ukojenie.
A wy ktore obowiazki domowe lubicie najbardziej a od ktorych sie wykrecacie??




Przede mna podjecie waznej decyzji, o ktorej z pewnoscia napisze i to mam nadzieje, ze juz niebawem.
Tymczasem biegne wstawic kolejne pranie, bo jutro znowu goscie w mym progu zawitaja.
Pozdrawiam serdecznie i przesylam Wam duzo slonca...
ja mam go juz troche dosyc.

22 lipca 2011

Najwieksze skarby zawsze u babuni

Wlasnie wrocilam z Polski. Jak zwykle obladowana jak wołek.
Zakupilam kilka rzeczy, ktore tutaj nie sa dostepne. Pod tym wzgledem polskie sklepy nigdy nie zawodza.
Ale prawdziwa perelke znalazlam nie gdzie indziej jak w domu babuni. Szukalam dlugo i bezskutecznie nie zdajac sobie sprawy, ze prawdziwy skarb skrywa moja wlasna, prywatna babcia. Waza, bo o niej mowa, na szczescie nie byla babci potrzebna, totez nawet nie musialam sie targowac.
No i teraz stoi u mnie to wiekowe korytko na zupe.




Ale na dzis tez przypada dzien losowania.
Dziekuje bardzo za tak liczny udzial, ktory przeszedl moje najsmielsze oczekiwania.
Szczesliwcem zostala …
ATTANE

Gratuluje serdecznie i prosze o Twoj adres na maila.

Niestety nie zrobilam zdjec z przebiegu losowania, gdyz odbylo sie ono na moim sluzbowym biurku.
Jestem rowniez wdzieczna za wszystkie wakacyjne propozycje. Z pewnoscia nie uda mi sie dotrzec do wszystkich miejsc, ale wiele z nich juz znalazly sie na mojej liscie podrozy a i wiele juz widzialam.
Do moich tegorocznych wakacji zostalo jeszcze troche czasu, ale decyzja zostala juz wlasciwie podjeta, jednak dopoki nie bede miala biletu w garsci to wszystko moze sie jeszcze zmienic.

Tymczasem zegnam sie z Wami i zaraz zmykam nad morze. Wlasnie zaczyna sie dlugi weekend.
Pozdrawiam cieplusienko.

6 lipca 2011

Wyczekujac urlopu

Znowu nastaly czasy mojego “nic niechciejstwa”. Snuje sie po domu jak duch z butelka zimnej wody w garsci. To zdecydowanie nie jest okres na jakiekolwiek prace tworcze.

Ostatnio zahaczylam o IKEA mimo, ze wcale nie planowalam, ale coz poradze na to, ze w Madrycie wszystkie drogi prowadza do Ikei.
Nie moglam sie oprzec i kupilam dzbanek, do ktorego przyczajalam sie juz kilka razy.
Na poczatku zamierzalam przyozdobic go jakims napisem, ale pozniej zmienila mi sie koncepcja. Jak juz go postawilam w docelowym miejscu to uznalam, ze lepiej bedzie mu w takiej skromnej szacie. Teraz spelnia funcje pojemnika na lyzki, bo jak sie nie ma w kuchni szafek to trzeba kombinowac na inne sposoby.




A wczoraj uzbrojona w kieszonkowy zestaw ogrodnika wyruszylam na lawendowe zniwa.
A ze cielam w ciemnosciach, to okazalo sie, ze wykosilam sama biedote. Ale pachnie bardzo intensywnie totez poki co lezakuje sobie na balkonie. Mam zamiar wypelnic nia woreczki, ktore umieszcze w szafach z garderoba.


Jesli chodzi natomiast o moj urlop to nadal pozostaje w formie planow.
Oczywiscie biore pod uwage wszystkie Wasze sugestie, ale jestem jakas taka niezdecydowana.

Pozdrawiam Was serdecznie i tym co juz urlopuja zycze udanych wakacji .

23 czerwca 2011

Niby relaks

Dzis mam wolne. Jednak czasu na odpoczynek chyba mi nie wystarczy, bo dalej mecze sie przy konstrukcji skladzika narzedziwego.
Poza tym cala lista prac tylko czyha na kazda minute mojego wolnego czasu.
Znalazlam jedynie chwilke na male co nieco.
Upieklam wczoraj rogaliki co nie bylo latwym zadaniem zwazywszy, ze temperatura siega 40°, a ja jeszcze piekarnik uruchomilam . Ale czego sie nie robi, zeby zaspokoic babski apetyt.



Jutro robie bojkot wszelakich robot i zmykam na weekend nad morze.
A Wam jak ida przygotowania do urlopu?

Pozdrawiam z piekiełka!!

17 czerwca 2011

Taki mały jubileusz

Wlasnie sie zorientowalam, ze dobilam do okraglutkiego roku w blogowym swiecie.
Jestem nieslychanie przejeta i nie dowierzam, ze az tyle wytrwalam. Ale przyznac musze, ze to wciaga. Milo jest tez wiedziec, ze jest tyle osob, ktore podzielaja ta sama pasje.
Z tej okazji kupilam sobie kwiatka i czekolade, a dla Was przygotowalam male candy.



Do wygrania bedzie poszewka na poduszke.



Ale bedzie taki maly waruneczek.
Wlasnie zaczynam planowac wakacje, a ze duzo podrozuje to bedzie mi niezmiernie milo jesli zechcecie zdradzic mi miejsce, ktore zrobilo na Was najwieksze wrazenie.
Moze ktores z tych miejsc bedzie mi dane w tym roku odwiedzic.

Zapraszam wszystkich, ktorzy maja ochote. Losowanie odbedzie sie 22 lipca, tuz po moim powrocie z Polski.


P.S. I jeszcze mam mala prosbe do dziewczyn z Warszawy.
Moglybyscie mi doradzic jak dojechac z lotniska do hotelu Holiday Inn na Zlotej? Zrobilam male rozeznanie w komunikacji miejskiej i troche zglupialam. Wszedzie jakies objazdy i inne cuda.

Pozdrawiam serdecznie i zycze udanego weekend-u.

10 czerwca 2011

Siły brak

Cala moja praca poszla wlasnie na marne.
Niemal wszystkie rosliny na tarasie zostaly unicestwione przez silne ulewy i grad. A te ktore, wytrzymaly zapewne zgnija z nadmiaru wody. Przetrwaly tylko aksamitki, bo one sa chyba niezniszczalne. No ale coz, tak bywa… a ze bywa co roku to juz inna sprawa.

A ja nawet konewke nabylam. Czeka sobie teraz na przerobke do blizej nieokreslonej przyszlosci.



Ostatnio zaniechalam tez szycie, bo i nie mam za bardzo sposobnosci.
Usiadlam jedynie na 5 minutek, ktorych owocem jest sluzbowa kosmetyczka. Jakos mi tak glupio bylo paradowac przez caly budynek ze szczoteczka do zebow w garsci a nie znalazlam jeszcze kosmetyczki takiego formatu, ktora by mi odpowiadala.
A teraz jest mi poreczniej i moja szczoteczka przestala byc upubliczniana.



A problemy z dodawaniem u Was komentarzy mam nadal.
Dopada mnie jakis stan bezsilnosci.

Pozdrawiam,

26 maja 2011

Bez konca...

Stworzylam sobie liste moich malych marzen czyli rzeczy do kupienia w najblizszej przyszlosci. A jest ich tyle, ze nie sposob spamietac. Jednak co wykresle jedna pozycje to przybywa 10 kolejnych.
Teraz gazetnik dolaczyl do mojego ciagle wydluzajacego sie spisu.
Nawet sie nie ludze, ze znajde go jeszcze w tym roku. Problem polega na tym, ze sama nie wiem jak ma wygladac. Myslalam o drewnianej przecieranej skrzynce, ale nie jestem przekonana czy wpasuje sie w moj kacik zadumy.
Zanim jednak zdecyduje w czym maja wylegiwac sie moje gazety, ich tymczasowe lokum to plazowy koszyk. W zasadzie jakos mi nie pilno, bo i dostep do dobrych gazet mam rzadko, ale czesto wracam do tych starszych.
Moją ulubiona „Country Homes“ przegladam do znudzenia.





Sezon na truskawki w Hiszpanii powoli sie juz konczy.
Teraz tucze sie jedynie ich zapachem dzieki swieczkom porozstawianym po calym mieszkaniu.
W tym roku wyjatkowo skonsumowalam tony chociaz nie jestem jakims ich wielkim smakoszem. Zdecydowanie wole wisnie.



Ostatnio wypadlam troche z obiegu wiec lece zerknac co tam u Was nowego.

PS. Mam nadzieje, ze blogger funkcjonuje juz bez zarzutu.

Pozdrawiam slonecznie,

13 maja 2011

Zabawa w ogrodnika

Po trzech deszczowych tygodniach w koncu sie wypogodzilo. Moge wiec zaczac wprowadzac w zycie projekt ogrodowy.
Kupilam kilka sadzonek i dzialam.



Nie jest jednak latwo zagospodarowac taras o dlugosci 8 metrow zwlaszcza, ze temperatury w lecie siegaja 50°. Na jedna tylko sciane nie dochodzi slonce i tam ulokowalam wiekszosc roslin.
Jestem tez w trakcie budowania skladzika narzedziowego, bo jakos nie moglabym zaakceptowac na moim tarasie plastikowej szafy w kolorze zdechlej zieleni, a drewnianej niestety nie bylo mi dane jak dotad napotkac.
No i szukam ladnej konewki. A zapewne potrwa to troche zanim znajde dokladnie taka jaka chce. Mam nadzieje, ze wyrobie sie jeszcze w tym sezonie.

A u Was jak ida prace ogrodowe?

Pozdrawiam i serdecznosci posylam.

5 maja 2011

Kącik zadumy

Chyba juz kiedys wspominalam, ze moj “salon” sklada sie z samych wnek i nie ma ani jednej prostej sciany przez co nie istnieje zbyt wiele kombinacji, a kazda czesc tworzy jakis zakamarek.
I dlatego posiadam kacik jadalny, wypoczynkowy, magazynowy, telewizyjny oraz kacik zadumy, ktory dzisiaj pokaze.



Nie jest on bardzo eksploatowany, bo na dumanie nie mam wystarczajaco czasu, a poza tym jego mankamentem jest to, ze nie posiada oswietlenia. Tutaj musze wyjasnic, ze mistrz, ktory ten budynek projektowal mial nie tylko fantazje w rozstawianiu scian ale rowniez najwidoczniej byl romantykiem i lubil przesiadywac w polmroku, bo tylko jedna czesc salonu posiada mozliwosc zamontowania oswietlenia.
Chcialam zrobic w tym miejscu skladzik ksiazek, ale psuly mi koncepcje wizualna wiec umiescilam tylko kilka. Poza tym wiekszosc ksiazek, ktore posiadam to ksiazki naukowe i nie chcialam sobie psuc ich widokiem uciesznych i sielskich chwil wypoczynku.


A ta rewolucja, o ktorej ostatnio wspominalam to nowe zaslony, a wlasciwie tylko ich czesc.
Jak juz wiecie od jakiegos czasu mam apetyt na kratke i kolor czerwony a gdziez moznaby przemycic wiecej kratki jak nie na zaslonach.
No ale teraz mysle sobie, ze jest troszke zbyt agresywnie wiec licze na to, ze zaslonki troche wyblakna po praniu.

Kacik nie jest jeszcze calkowicie ukonczony. Czegos mu brakuje. No wlasnie, czego?
Nie wiem tez jak przyslonic kaloryfer.
Moze wy mi podpowiecie. Bede wdzieczna za kazda rade.

Pozdrawiam cieplusio!!!

27 kwietnia 2011

Kilogram szczescia

Dla mnie swieta skonczyly sie juz w niedziele, bo niestety tutaj poniedzialek jest dniem pracujacym.
Ale niedziela uplynela tradycyjnie z zachowaniem wszystkich polskich potraw i zwyczajow.
Dostalam od kolezanki takie czekoladowe jajeczko, bo ona dobrze wie, ze ja bez czekolady zyc nie potrafie. Jajeczko wazy sobie calusienki kilogram.
Sklamalabym gdybym powiedziala, ze bede meczyc to czekoladowe monstrum wieki cale bo zapewne rozpracuje je w trymiga. Jednak moje plany ograniczenia slodyczy poszly sobie w sina dal. Ale prezent to prezent, no nie??


A Wam jak minely swieta??

Pozdrawiam serdecznie,