Znowu goscie zwalili nam sie na glowe , dlatego nie mialam czasu na realizowanie moich planow. A przyznam, ze nazbieralo sie tego troche. Wymeczylam jedynie podkladke pod garnki, ktorej celem bylo ozywienie mojej burej kuchnii. Tym samym owa podkladka stala sie dla mnie swojego rodzaju symbolem, poniewaz byla pierwsza pikowana rzecza, ktora mialam okazje wykonac.
No i jeszcze nabylam kieliszki do jajek. Jakos nie moglam im sie oprzec.
Przyszla mi tez z Niemiec narzuta, ale chyba ja wymienie. Jakos nie komponuje sie kolorystycznie z moja lawendowo-piaskowa sypialnia, chociaz jest bardzo ladna.
P.S Te sloneczniki i aksamitki, ktore pokazywalam wczesniej, trafil szlag. Podczas mojego wyjazdu pielegnowala je sasiadka i chyba za bardzo wczula sie w role ogrodnika bo je troszke przelala i zgnily.
30 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz