21 grudnia 2010

Nieporządne porządki

Tegoroczne porzadki swiateczne uwazam za zakonczone. Nie jestem calkowicie zadowolona, bo czuje jakis niedosyt. W moim rodzinnym domu zawsze trwaly kilka dni i po nich akurat czulam sie padnieta. Tym wieksza byla wiec radosc kiedy sie zakonczyly.
Tutaj rowniez doprowadzenie mieszkania do ladu zajelo mi sporo czasu, ale czegos mi w tym wszystkim brakowalo.
Moze dlatego, ze prawdziwa atmosfere swiat trzeba sobie stworzyc samemu, a w Polsce ona po prostu zewszad promieniuje.

Poza tym co to za porzadki bez trzepania dywanu.
Wlasnie jedna z rzeczy, ktorych mi tutaj brakuje to trzepak czyli najlepsze urzadzenie do odkurzania jakie kiedykolwiek istnialo.
Z Polski pamietam tez, ze kiedy napadalo duzo swiezego sniegu to wszyscy gromadnie wychodzili trzepac na nim dywany. Pozniej spacerujac po osiedlu dalo sie zauwazyc wszedzie brudne slady.
Nadal tak jest? No chyba, ze to byl tylko lubelski zwyczaj.
Byc moze teraz nikt sobie nie zawraca glowy zwijaniem dywanu, bo wszyscy maja turbo odkurzacze z wersja pioraca. Ja takiego nigdy miec nie bede. Predzej sobie trzepak przed blokiem postawie.


A pokusie nie moglam sie oprzec i choinke ubralam juz tydzien temu. Niestety nie jest to taki luksus jak w Waszym przypadku, bo moja jest sztuczna.
Z tego co wiem sprzedaz zywych choinek w Hiszpanii nie istnieje, co mnie nawet nie dziwi bo niby skad mieliby je wycinac skoro lasow na polwyspie iberyjskim jest jak na lekarstwo.







Teraz po ciezkim dniu siorbie herbate z doskoku...
I to nie byle jaka, bo specjalna mieszanke na zimowe dni, ktora dostalam od moich znajomych Finów.




Walizki juz prawie spakowane bo jutro wyruszam tam gdzie, przy minusowych temperaturach jest snieg. Miejmy nadzieje, ze utrzyma sie chociaz kilka dni.

I zeby nie powielac pospolitego sloganu "Wesolych Swiat" to zycze Wam Przewesolych i Sytych Swiat oraz zeby nawet tak prozaiczne czynnosci jak trzepanie dywanu dostarczaly Wam wiele radosci.

17 grudnia 2010

Gęsi w natarciu

-Gąski, gąski do domu.
-Boimy się.
-Czego?
-Wilka złego.

Znacie taka przedszkolna zabawe??

Ja sie w nia bawilam tyle, ze wilkiem byly gąski, a gąską, no coz … ja.

Kiedys niemal kazde wakacje spedzalam u moich pradziadkow na wsi. Mieli gesi, ktore nie wiedziec czemu jakos za mna nie przepadaly mimo, ze dokladalam wszelkich staran aby sie z nimi zaprzyjaznic. Na nic zdaly sie nauki mojego kuzyna, ktory usilnie tlumaczyl mi jak z nimi postepowac, zeby nie szczypaly. Kazda lekcja praktyczna konczyla sie moja ucieczka na drzewo, na ktorym spedzalam kilka ladnych chwil do czasu az ktos ratowal mnie z opresji i te gesi odganial.
Teraz mysle z lezka w oku o tym czasie i kanapkach z maslem posypanym sola robione przez mojego pradziadka, ktory mi je przynosil jak na owym drzewie przesiadywalam.

Oto wiec moj hold dla gęsi i wspomnienie sielskich czasow, o ktorych pamieta sie zwlaszcza podczas Swiat Bozego Narodzenia.






Pozdrawiam Was serdecznie i zycze sily w nieustajacych przygotowaniach swiątecznych.

12 grudnia 2010

Znowu o słodyczach

Juz od dawna szukalam jakiegos pudelka na ciasteczka poniewaz musze sie przyznac, ze konsumuje slodycze tonami.
Wiem, wiem… niezdrowo. Ale coz na to poradze, ze moj organizm domaga sie cukru.
Znalazlam dosc ladny komplet pudelek w Laura Ashley, ale po pierwsze byl drogi, a po drugie w komplecie byly 3 sztuki. Jem duzo slodyczy, no ale bez przesady, po coz mi trzy pudelka ciastek.
Przerobilam zatem metalowe pudelko po ciastkach zakupionych w Lidlu.
Teraz prezentuje sie o tak… ubrane w swiateczna szate.



Pudelko jest na 4 pory roku tylko wstazke bede zmieniac zaleznie od sezonu.





A przegladajac Wasze opowiesci o lepieniu swiatecznych ozdob z masy solnej, przypomnialam sobie, iz ja rowniez 2 lata temu narobilam ich w brod. Napracowalam sie przy tym niesamowicie, bo nie wiedziec czemu nalepilam ich jakbym miala conajmniej jodlowy las dekorowac. No, ale niestety wowczas tylko, niektore z nich dostapily zaszczytu przystrojenia mej choinki, poniewaz jakis czort podziubal mi je palcami. Wyrzucic bylo mi szkoda wiec wpakowalam je do szafy i tak przelezaly dwa lata. Teraz wyciagnelam je znowu i stwierdzilam, ze wlasciwie to nie sa takie zle, wiec zabralam sie do ich malowania.




A na koniec pokazuje woreczek, ktory uszylam dla Kasi, ktorej los zaplatal sie jako trzeci w losowaniu candy.



Pozdrawiam serdecznie,